Z pasją przez życie: Kazimierz Budzisz
2017-11-28W kolejnym wywiadzie w ramach naszego cyklu przyszedł czas na rozmowę z Kazimierzem Budziszem, kapelmistrzem orkiestry dętej z Jastarni.
Oskar Struk: W jaki sposób odkrył Pan w sobie pasję do muzyki?
Kazimierz Budzisz: To zainteresowanie zawdzięczam rodzicom. Kiedyś byliśmy u znajomych, którzy mieli akordeon. Byłem w niego wpatrzony jak w obrazek. Rodzice postanowili więc kupić mi akordeon, początkowo zacząłem sam coś przygrywać. Wówczas w Jastarni funkcjonowało ognisko akordeonowe, do którego przystąpiłem i uczęszczałem przez dwa lata. Miałem wtedy 9 lat. Potem kontynuowałem naukę samodzielnie. Gdy wydoroślałem, to orkiestra w Jastarni prężnie się rozwijała.. W związku z tym, że w owym czasie uchodziłem za zdolnego akordeonistę, to namawiano mnie, żebym wstąpił do orkiestry. Początkowo nie chciałem, gdyż tego typu muzyka nie przypadła mi do gustu. Później moja niechęć przerodziła się w fascynacje.
- Co spowodowało zmianę Pańskiego nastawienia?
- Kilka czynników złożyło się na tę zmianę. Nie bez znaczenia był fakt, że namawiano i zachęcano mnie do wstąpienia do orkiestry. Dzisiaj jestem za to wdzięczny tym osobom. Podczas procesji Bożego Ciała usłyszałem występ orkiestry, wpadło mi w ucho kilka akordów i mną wstrząsnęło. Zmieniło to moje nastawienie i już nie dało się z tego wyleczyć. Nauczyłem się grać na puzonie i potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
- Pamięta Pan swoje początki w orkiestrze?
- Mój pierwszy występ miał miejsce podczas rezurekcji. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Pomimo pewnego obycia, stres przed występem towarzyszy mi do dzisiaj. Tamten występ wiązał się z pewną trudnością, gdyż gra była połączona z chodem, a w ruchu trudniej zapanować nad dźwiękiem. Później orkiestra zawiesiła swoją działalność, a po śmierci kapelmistrza, Gerarda Konkela wydawało się, że umarła na zawsze.
- Jak doszło do reaktywacji orkiestry?
-Zwyciężyła chęć grania. Namówiłem starszych kolegów, by wskrzesić "starą" orkiestrę . Udało się, graliśmy przez 7 lat. Byłem wtedy najmłodszym orkiestrantem. Wiedziałem, że do dłuższego funkcjonowania orkiestry konieczne jest odmłodzenie składu. Tak się złożyło, że z najmłodszego członka orkiestry stałem się przez jakiś czas najstarszym. Wówczas w Jastarni były trzy osoby, które uczęszczały do szkoły muzycznej w Pucku. Udało się je zwerbować. Pierwsze próby odbywały się u mnie w domu. Młodym się to spodobało i koniecznie chcieli zaprezentować się przed publicznością. Pierwszy występ miał miejsce przy okazji Świąt Bożego Narodzenia. Było to zaledwie po 2-3 miesiącach wspólnego grania. Morale chłopaków wzrosło. Chcieli się rozwijać dalej, przyprowadzali swoich kolegów chętnych do podjęcia nauki gry na instrumencie. Jedni przychodzili, drudzy odchodzili, ale było nas coraz więcej. Obecnie orkiestra liczy około 12 osób.
- W jakim repertuarze czujecie się Państwo najlepiej?
Chyba najbardziej leżą nam czeskie polki, moim zdaniem orkiestry dęte najlepiej brzmią w tych właśnie klimatach muzyki, która charakteryzuje się lekkością, melodyjnością i harmonią.
- Jak udaje się Panu panować nad orkiestrą, która składa się z różnych osobowości?
- Ja cały czas się tego uczę. Gdy zaczynaliśmy pomyślałem: po co mi to było. Chłopaki są charakterni, ale z biegiem czasu się docieramy i teraz, pomimo różnicy wieku mamy przyjacielskie relacje.
- Jak wyglądają Państwa przygotowania do występu?
- Spotykamy się regularnie. Ćwiczymy zarówno z podziałem na poszczególne instrumenty, jak i jako całość. Im bliżej do występu, tym spotykamy się częściej.
- Przy okazji jakich uroczystości można Państwa usłyszeć?
- Gramy przy okazji uroczystości kościelnych oraz innych imprez okolicznościowych organizowanych na terenie naszej gminy. Latem można nas usłyszeć w parku miejskim, te występy pozwalają nam na kontakt z publicznością, który wywołuje dodatkową mobilizację. Staramy się również odwiedzać inne miejscowości. Byliśmy na dwóch przeglądach, po których zebraliśmy pochwały.
- Na zakończenie: jaki cel wyznacza pan sobie w kontekście dalszego funkcjonowania orkiestry?
- Najważniejsze jest, aby cały czas pozyskiwać nowy „narybek", gdyż rotacja w zespole jest procesem naturalnym. Chcemy się cały czas rozwijać i zarażać muzyką kolejnych pasjonatów, którzy będą się nią zajmować, gdy nas obecnych już nie będzie.
Wywiadu udzielił: Kazimierz Budzisz.
Rozmawiał: Oskar Struk.